wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 6

- Ale... - Marcin nie dał mi dokończyć zdania.
- Nie ma żadnego "ale"! - krzyknął.
- To nie sprawiedliwe! - odpowiedziałam mu prawie ze łzami w oczach. "Wiedział, że jestem wrażliwą osobą, dlaczego mi to robi?! DLACZEGO?!" A po za tym za 2 lata będę już dorosła, więc nie wiem o co mu chodzi ! Idę na zwykłe wyjście z kolegą, nie na żadną randkę, czy imprezę! Okej może nie znam go tak super, bardzo dobrze, ale przestańcie nic mi się nie stanie -.-
- Przecież ty go widziałaś raz w życiu, przez niecałą minutę ! - dorzucił się Hubert "DZIĘKI WIELKIE BRACISZKU"
-
No ale pisałam z nim przez 2 godziny i zdążyłam go wystarczająco poznać, by móc z nim iść do kina. NO BEZ PRZESADY !!! - krzyknęłam i ze łzami w oczach wybiegłam z domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Co im odbiło? Nie wiem, ale wiem, że gdyby ty byli rodzice, albo chociażby ciocia i wujek na pewno by mi pozwolili. Mimowolnie popłynął mi po policzku duży stos łez. Usiadłam na ławce, na której siedziałam ostatnio. Podkuliłam nogi i oparłam na nich głowę. Łzy płynęły mi znów potokiem. Wspominałam czasy kiedy rodzice żyli, później gdy ciocia i wujek... To wszystko mnie przerastało. 2 tragedie, stres związany z przesłuchaniem, kłótnia z braćmi, wspomnienia... które nigdy nie staną się realiami. Schowałam głową i płakałam. Było już zimno i ciemno, ale nie miałam ochoty wracać jeszcze do domu. Usłyszałam kroki za sobą. Nie obchodziło mnie kto tam stał i czego chciał. Byłam pewna, że to Marcin, albo Hubert, jednak się myliłam ...

   - Przepraszam, wszystko w porządku ? - obejrzałam się za siebie i ujrzałam blond chłopaka. Było ciemno, więc nie widziałam jego twarzy dokładnie.
- Nie! Pokłóciłam się z moimi braćmi, którzy nie pozwalają mi iść do kina! Mam 16 LAT ! No bez przesady tak ?! Do kina już wyjść nie można?! A teraz jeszcze te wspomnienia !!! - wykrzyczałam się, zrobiło mi się lżej, ale znów wybuchłam płaczem.
- Okej, a może powiesz mi gdzie mieszkasz to cię odprowadzę co ? Jest już zimno i ciemno. A tak po za tym to nie wiadomo co za typy będą się tu o tej porze kręcić. - odpowiedział z nutką nie wiem hm... strachu ? No cóż też bym się siebie przestraszyła gdybym, zobaczyła siebie w rozmazanym makijażu, potarganych włosach i napuchniętej twarzy.
- Nie chcę wracać do domu, mieszkam w tym bloku. - wskazał palcem na kremowy, wysoki budynek.
- Okej, jest już zimno dam ci swoją bluzę, jeżeli nie chcesz wracać do domu. - Zdjął z siebie bodajże granatową bluzę i nałożył mi ją na plecy. Czemu to robi ?
- Dziękuję - tyle tylko z siebie potrafiłam wydobyć. Byłam strasznie zmęczona, nie wiem też dlaczego chłopcy ani się o mnie nie martwią ani nie dzwonią... najpierw mi zabraniają iść do kina, a teraz pozwalają szlajać się gdzie popadnie...  z kim ja mieszkam ?!
- A tak w ogóle to jestem Adam - powiedział i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Anne.
- Nie jesteś stąd, prawda ?
- Nie jestem z Polski.
- Wiem gdzie to! Moja babcia tam mieszka - uśmiechnął się na myśl o bliskiej, starszej krewnej.
- To fajnie - nie to, że jestem na co dzień nie miła i samolubna czy coś ale nie miałam chęci i siły rozmawiać o jego babci. - Wiesz co chyba pójdę do domu. - zaczęłam ściągać jego bluzę z siebie.
- Zostaw oddasz mi później mieszkam na przeciwko. - uśmiechnął się szeroko. - Mieszkanie numer 39 na 13 piętrze.
- Dobrze, dziękuję przyjdę do ciebie jutro rano i odniosę bluzę.
- Jasne przyjdź o której chcesz - pomachał mi.
Odeszłam od niego i pobiegłam do domu. Było na serio strasznie zimno. Weszłam do domu. Spali. "OCH ! Jacy moi bracia są opiekuńczy!"Poszłam do siebie walnęłam się na łóżko...

Wstałam o 9. Poszłam do szafy i wyciągnęłam żółty top z serduchem i krótkie spodenki. Poszłam wziąć prysznic. Później ubrałam się i poszłam bez słowa do kuchni. Zobaczyłam kartkę przyklejoną do lodówki.

"Cześć poszliśmy do pracy, jeżeli nie chcesz iść z nami później do schroniska.  Rób sobie co chcesz, ale pamiętaj nie mów nam, że nie ostrzegaliśmy Cię...                                    Cześć"
Zgniotłam ją i walnęłam do kosza na śmieci. Wkurzyłam się. Nasypałam sobie płatek i nalałam mleka wyszłam na balkon. Usiadłam. Przypomniałam sobie o wczorajszej nocy. Spojrzałam na 13 piętro. Na balkonie stał wysoki chłopak z blond włosami. Na oczy miał zsunięty czerwono granatowy fullcap. Na uszach miał czarne słuchawki. Ciemne, jeansy i białą koszulka. I co o dziwo ... tańczył. Najnormalniej na świecie tańczył sobie na balkonie trzynastego piętra. Ruszał się tak delikatnie i płynnie. Jeżeli się nie mylę tańczył hip-hop. Gdy zobaczył, że się na niego patrzę, zdjął słuchawki i pomachał mi. Tak to był Adam!
- Siemka ! - krzyknął z balkonu.
- Heej ! - był nawet... nawet przystojny
- Co tam u ciebie ? - słyszałam go nawet dobrze.
- A właśnie jem śniadanie, za chwilę przyjdę oddać ci bluzę.
- To może za 10 minut spotkamy się pod blokiem ty na tej ławce - wskazał palcem na ławkę stojącą pod naszymi balkonami.
- Ok.
    W sumie to co mi szkodzi. Wygląda na miłego. I tak nikogo nie ma w domu... Plus jest moim sąsiadem. Weszłam jeszcze na sekundkę do łazienki i pomalowałam lekko rzęsy. Wzięłam  torbę, jego bluzę i założyłam trampki. Była już 10:30 pomyślałam, że po spotkaniu z Adamem udam się od razu do szkoły. Zjechałam windą na parter. Wyszłam z bloku i poczłapałam na ławkę. Nie czekałam długo. Gdy przyszedł wstałam i podałam mu bluzę.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnął się.
- Nie to ja Ci dziękuję - odwzajemniłam jego gest.
- Jak tam się mają sprawy ? Jeżeli chcesz mi powiedzieć ... - powiedział lekko się zawstydzając.
- Nic nawet słowa nie zamieniliśmy, napisali mi kartkę, że poszli do pracy tyle... a wczoraj już spali, w końcu wróciłam do domu grubo po 24.
- Chcesz się ze mną przejść, lub coś - znów się zawstydził, tym razem na policzkach pojawiły się też różowe rumieńce. To było takie słodkie...
Możesz mnie odprowadzić do szkoły, bo mam spotkanie na temat rozpoczęcia roku itp.
- Chodzisz do szkoły artystycznej ?
- Takk... znaczy się dopiero się dostałam.
- Do jakiej klasy ?
- Śpiewu.
- Ja też chodzę do tej szkoły już drugi rok, ale ja do tanecznej - uśmiechnęłam się na myśl jego tańca dziś na balkonie.
     Szliśmy parkami i uliczkami, rozmawialiśmy o szkole. Opowiadał mi jacy są nauczyciele, sale, zajęcia. Było hmm... jak to określić, może ... przyjemnie, miło, uroczo. Tak myślę że to dobre określenia. Bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało. Po drodze wstąpiliśmy do Starbucksa. Kupiłam sobie średnią latte z bitą śmietaną i polewą truskawkową. Adam wziął sobie mrożoną kawę, latte. Gdy ja już usiadłam do stolika i czekałam aż przyjdzie Ad pani sprzątająca lokal właśnie myła podłogę. Chłopak nie zauważył tabliczki oznajmującej zakaz biegania. I gdy "szybciej szedł" poślizgnął się i wylądował na podłodze, a na nim kawa. Biedny...
      Dostałam zawału... po prostu leżałam koło niego trzymając się z brzuch i śmiejąc w niebo głosy. A gdy na głowie zauważyłam kostkę lodu to już w ogóle.... hahahhah. Tym wyczynem poprawił mi humor.
Gdy już się ogarnęliśmy wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę naszej szkoły. Gdy doszliśmy cmoknęłam go w policzek i dodałam cicho : "A to tak za poprawienie humoru" i nie odwracając się za siebie weszłam pewnym krokiem do szkoły. "Tak Londyn mnie zmieni... na pewno. Nie będę już nieśmiała !"
     
Na spotkaniu dowiedziałam się, że rok szkolny zaczyna się 2 września o 10.00 i innych ważnych rzeczy, jak mamy być ubrani jakie kupić książki itp.
- Hej ! - odwróciłam głowę i uderzyłam moim blond kucem w kogoś. Miałam dłuugie włosy.


_____________________________________________
Przepraszam, że nudny i krótki ... proszę o komentarze ! :>

czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział 5

Tak...? - powiedziałam wolno. Serce bilo mi tak szybko, że myślałam, że wyskoczy mi z piersi. Pot lał się z czoła, choć przed chwilą byłam jeszcze w krainie snów. Czekałam tylko na 1 zdanie, albo pozytywne, albo negatywnie. Powiem szczerze, że bardzo mi zależało, choć byłam przygotowana, na to, że mogę się nie dostać.
- Anne Krol ? - usłyszałam kobiecy głos "No dalej powiedz mi, no powiedz !!!" Krzyczałam w sobie. Popatrzyłam nerwowo na Huberta, który przyniósł mi telefon. Miał oczy większe niż spodki.
- Tak to ja. - powiedziałam drżącym głosem.
- Oczywiście została pani przyjęta ! Jutro o godzinie 12 jest spotkanie. Zapoznacie się, ze wszystkimi regułami i innymi sprawami organizacyjnymi. A teraz gratuluję, i do jutra.
- Do widzenia -powiedziała. Rzuciłam telefon na łóżko. Teraz zobaczyłam, że w pokoju siedziała tez Marcin, który też wyglądał na zniecierpliwionego.
-  Jezu ! Boże ! DOSTAŁAM SIĘ ! HUHU ! ROZUMIECIE TO !!!!????
- TAK ! TAK ! NASZA MAŁA ANIA BĘDZIE GWIAZDĄ !
Już byłam w powietrzu haha
Nie mogę w to uwierzyć dostałam się... nie będę musiała chodzić do zwykłej szkoły.
Po godzinie gratulacji, przytulania itp. Hubert zaczął :
- Ja i Marcin będziemy chodzić na studia i do pracy. Mamy pieniądze, po spadku, ale chcemy mieć też na swoje wydatki - powiedział.
- Ja będę pracować w Milk Shake City - powiedział Marcin. - Tylko 3 razy w tygodniu.  A Hubert w jakimś sklepie Muzycznym. Też 3 razy.
- Będziemy mieć dużo nauki itp. więc jeżeli chcesz to możesz mieć jakieś zwierzę, bo my możemy nie mieć dla ciebie tak dużo czasu, więc możesz wtedy się z nim bawić czy coś, ale to tylko taka propozycja - uśmiechną się.
- Serio ?! Wiecie co pomyślę nad tym, jak coś zdecyduję, to dam ci znać. A na razie pójdę się przejść, pozwiedzam okolicę.
- Ale że sama ?
- No czemu nie ?
Ubrałam krótkie turkusowe spodenki i białą bluzkę na ramiączkach. Zapowiadał się ciepły i przyjemny dzień. Sam fakt, że dostałam się do tej szkoły już jest wystarczającym dowodem na to że tego dnia nie zepsuje mi nic. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
    Wyszłam z bloku. Ujrzałam ławkę. Usiadłam na niej i przejrzałam fb. Kilka powiadomień, zaproszeń do znajomych. Zobaczyłam, że zaprasza mnie niejaki Tom Jefferson. Przyjrzałam się dokładnie zdjęciu. To ten sam chłopak, na którego wpadłam, ale skąd on zna moje dane ? A no tak kiedy pani wyczytywała moje nazwisko musiał je usłyszeć, a później pewnie zapamiętać.
Posiedziałam jeszcze chwilę na aktualnościach, gdy nagle dostałam wiadomość, właśnie od Toma.
"Hej co tam u ciebie" - T
"Wszytko super ! Dostałam się !"
"To cudownie, Ja też" - T
"Gratuluję, :) "
"Ja Ci równieć :>Co robisz?" - T
"Siedzę na ławce przed domem i pisze z tobą :>"
I pisaliśmy, pisaliśmy z dobrą godzinkę, a może dwie.
"Masz ochotę gdzieś ze mną jutro wyjść?" -T
"Jasnę :) Może po tym spotkaniu w szkole gdzieś wyskoczymy?"
"Świetnie, kino ?" - T
"Super, dobra lecę bo miałam pozwiedzać okolice papa do jutra"
"Paa :*" - T
Zeszłam z ławki. Może pomysł ze zwierzęciem nie jest najgłupszy... Kupiłam bym sobie dużego labradora i biegała bym z nim codziennie, może w końcu ciut bym schudła... haha
No nic. Weszłam do supermarketu. Kupiłam kilka bułek na kolację i batoniki. Wróciłam do domu. Okolica bardzo mi się podoba. Jest spokojnie i czysto. Dobrze, że nie mieszkamy tak blisko centrum. Bardzo mi się tu podoba. Weszłam do domu. Była 18.
- Hej - powiedziałam i ściągnęłam buty.
- Siemka i co fajnie tu jest ? - zapytał Hubert
- No, czysto i nie tłoczno. Wiecie co myślałam nad tym zwierzakiem. Chciałbym mieś psa. Labradora. Czekoladowego najlepiej i psa nie suczkę.
- No pogadamy z Marcinem, ja nie mam nic przeciwko. Oczywiście, jeżeli będziesz z nim wychodzić na dwór i karmić i myć...
- Spoko - uśmiechnęłam się.
Porozmawiałam z Marcinkiem. Oczywiście nie obeszło się bez dłuugiego kazania na temat odpowiedzialności itp. itd... Zgodził się.
- Możemy jutro po niego pojechać do schroniska.
- Jutro? A...ten no o której ?
- No jak ci się to spotkanie w szkole skończy.
- A to może lepiej po jutrze bo ja jutro jestem umówiona.
- Umówiona?! - bracia powiedzieli to tak synchronicznie, że chciało mi się śmiać, ale po ich poważnych minach coś mi nie wypadało.
- Przecież ty tu nikogo nie znasz. - Hubert aż wstał z kanapy.
- No ale pamiętacie jak wchodziłam wczoraj do sali ?
- No i wpadłaś na jakiegoś chłopaka.
- No i on dziś do mnie napisał na fb i tego i pisaliśmy ze 2 godziny i wydaje się być miły i zaprosił mnie jutro do kina
- CO?! - znów się synchronizowali.
- Ale...

______________________________________________
Myślicie, że chłopcy pozwolą iść Ani do kina z Tomem ?!
A co sądzicie o Jeffersonie ? Namiesza w życiu Ani czy będzie z nich coś więcej niż przyjaźń ?!
Ogólnie to dziękuję wszystkim z pozytywne i negatywne :>
Nie wiem kiedy następny ...
Oczywiście to nie oznacza, że macie nie robić mi przyjemności i nie dodawać KOMENTARZY ♥

Rozdział 4


JEŻELI  PRZECZYTAŁEŚ PROSZĘ CIĘ O KOMENTARZ 
DLA CIEBIE TO 30 SEKUND, A DLA MNIE WIELE. WIEM WTEDY, ŻE NIE PISZĘ TYLKO DLA SIEBIE, A TAKŻE MOTYWUJE MNIE TO DO CZĘSTSZEGO DODAWANIA ROZDZIAŁÓW
Z góry dziękuje :)



- Anne Krol proszona jest do sali numer 20 - powiedział kobiecy głos. Wstałam z krzesła i udałam się pod ten numer. Wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do sali. Wszystko było brązowo granatowe. Gdy ujrzałam jurorów szczęka opadła mi w dół. Siedział tam Justin Timberlake, Madonna i Adele. Gdy nagle ktoś puknął mnie w głowę i obudziłam się... o to tylko sen ...
- Hej młoda teraz ty ! Daj z siebie wszystko, trzymamy za ciebie kciuki.
Podeszłam pod wyznaczoną salę "Teraz albo nigdy" Pociągnęłam za klamkę. Już miałam wejść, gdy w tym samym momencie z tej samej sali wyszedł wysoki chłopak. Oczywiście z moim "szczęściem" nie obeszło się bez hmm... jak to nazwać "stłuczki" Uderzyłam w niego z taką siłą, i on we mnie też, że obydwoje po chwili byliśmy na ziemi. Był ode mnie większy o około głowę. Ja rozcierałam czoło, a on szybko wstał i podał mi rękę. Wyciągnęłam do niego także dłoń. Po chwili stałam już na 2 nogach.
- Nic Ci nie jest ?! Przepraszam nie wiedziałem, że wchodzisz - chłopak miał ciemne włosy i niebieskie jak ocean oczy. Był wysoki, chudy i dobrze ubrany.
- Nie chyba nie - uśmiechnęłam się, on zrobił to samo i po chwili widziałam rząd jego białych zębów.
- OK. Życzę Ci powodzenia. I jeszcze raz przepraszam.
- Dziękuję - powiedziałam i oddaliłam się. Choć nie chciałam. Chłopak był naprawdę przystojny ...
Rozejrzałam się po sali. Pod czerwoną ścianą stała scena. Na której znajdował się mikrofon. Na ukos od sceny było białe płótno które pokazywało tekst piosenki. Koło tego siedziało 3 "jurorów". Weszłam chwiejnym krokiem na scenę. Zauważyłam na ziemi duże X. Stanęłam na wyznaczonym miejscu i sięgnęłam mikrofonu.
- Dzień dobry - na początku warto się przywitać, i uśmiechnąć oczywiście.
- Witaj, Jesteś Anne? - powiedział średniego wieku mężczyzna siedzący w środku.
- Tak to ja.
- Dobrze powiesz może nam o sobie, zanim zaczniesz śpiewać - powiedziała młoda brunetka z okularami.
- Tylko pamiętaj, nie stresuj się my nie gryziemy ! - dodała blondynka.
- Dobrze, więc mam prawie 16 lat, pochodzę z Polski. Mam tylko 2 braci, moi rodzice nie żyją. - Zebrało mi się na płacz. "Głupia! Po co ty to mówiłaś, po co im to wiedzieć ! A teraz jeszcze może zaczniesz płakać i się rozmażesz i będziesz wyglądać jak zombie ?! DOBRA OGARNIJ SIĘ !!!"
- Spokojnie, może powiesz nam coś o tym ile śpiewasz i jak się tu znalazłaś ? -  powiedziała blondynka.
- A więc, - "Znowu zaczęłam zdanie od "a więc" to samo co było w sądzie" - śpiewam sobie od tak, ale w szkole chodziłam do chórku szkolnego, gdzie często dostawałam solówki. Ogólnie wszyscy nakłaniali mnie bym poważniej zaczęła się tym zajmować, więc jestem.
- Super, tu masz listę piosenek, którą możesz zaśpiewać, masz chwilę by się zastanowić.
Wybrałam Adela - "Someone like you" Bardzo lubię tą piosenkę, a przede wszystkim znam ją dobrze i śpiewałam ją już tysiące razy.
    Usłyszałam pierwsze nuty. Zamknęłam oczy i bujałam się w rytm muzyki. Co tu więcej opowiadać, ŚPIEWAŁAM! Wczułam się, naprawdę, kątem oka widziałam, jak jurorzy uśmiechają się i machają zachęcająco głowami. Byłam z siebie bardzo zadowolona.
Ukłoniłam się. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu jurorzy wstali i zaczęli głośno bić brawa. Jak głupia zaczęłam się śmiać, płakać <oczywiście ze szczęścia> i odwalać jakiś dziwny taniec radości. Po chwili zorientowałam się że jurorzy usiedli i chcą mi coś powiedzieć. Walnęłam dużego buraka i ustawiłam się na X.
- A więc co mamy Ci powiedzieć Anne? Jesteś wspaniałą dziewczyną, masz ogromny, ale to ogromny talent. - powiedział mężczyzna.
- Plus masz świetne warunki. Umiesz się dobrze ubrać, jesteś śliczna i masz zniewalający uśmiech. - powiedziała blondynka.
- Jutro do 12 czekaj na nasz telefon. - powiedziała brunetka.
Wyszłam.
- I CO ?! I CO ?! CO POWIEDZIELI !! - Gdy tylko wyszłam z sali dorwali mnie bracia.
- Że było tak sobie i jutro się odezwą...- powiedziałam, z udawanym smutkiem.
- Nie martw się... to tylko jedno przesłuchanie... dla mnie i tak śpiewasz ślicznie - widziałam, jak próbuję się uśmiechnąć.
- ŻARTUJĘ ! Dostałam brawa na stojąco, powiedzieli, że jestem świetna i że mam warunki. Po chwili nie czułam już pod gruntu pod nogami. Obydwoje tak mnie wyściskali i wycałowali, że byłam zmęczona. Byli chyba bardziej zadowoleni i dumni niż ja hahah.
około 19 byliśmy w domu. Tak te przesłuchania trwały bardzo, bardzo długo. Zjadłam kolację, wzięłam gorący prysznic i poszłam spać.

- ANIA, ANIA, ANIA, ANIA !!!!!!!!
- Czego ?! Idź stąd kim lub czymkolwiek jesteś.
- ANIA OGARNIJ SIĘ ! TELEFON ZE SZKOŁY !!! - wykrzyczał mi prosto w ucho.
Po sekundzie miałam już telefon przy uchu.
- Tak ...? -
___________________________________
Dziękuje za miłe komentarze i prawie 1000 wejść ♥
Podajcie GG lub cokolwiek, a będę was informować o nowych rozdziałach :) Lub ten kto ma konto niech doda się do obserwowanych
NA PRAWDĘ ZALEŻY MI BARDZO MOCNO NA KOMENTARZACH !!!!!!!!

niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział 3

Obudziłam się gdy samolot zaczął strasznie trząść i bujać. "O Boże rozbijemy się!"
- Marcin, Hubert rozbijemy się. Ratuuunku!!! - zaczęłam się drzeć na cały samolot. Nie zdziwiłabym się, gdyby kosmonauci usłyszeli mój krzyk.
- To turbulencje, spokojnie.
- O nie turbulencje ! Najgorsza śmierć! Boże, ratuj! - zaczęłam prawie płakać.
- To tylko lekkie wstrząsy, spokojnie to nam nie grozi.
"Przyznam się bez bicia, że nigdy jeszcze nie leciałam samolotem. Gdy wsiedliśmy nie bałam się, ale gdy zaczęły się "turbulencje" strasznie się przestraszyłam. Przed oczami ukazał się widok rozbitego samolotu cioci i wujka." Przylecieliśmy już na miejsce. Dalsza podróż samolotem obeszła się bez wstrząsów. Zabraliśmy nasze bagaże i wsiedliśmy do pierwsze lepszej taxi. Mijaliśmy Big Ben, Tamizę i wiele innych ciekawych miejsc. Stanęliśmy.
     Wysiadłam jako pierwsza. Ukazał mi się duuuży około piętnasto-piętrowy wieżowiec. Taksówka odjechała a my zostaliśmy z jedenastoma bagażami. Weszliśmy do środka. Było pięknie. Czysto, przede wszystkim. Na ścianach wisiało pełno obrazów. Nie to co w Polsce.Wsiedliśmy do ogromnej windy. Hubert kliknął piętro numer 12. "Uwielbiam wysoko położone mieszkania. Ten widok!" Wysiedliśmy z windy i od razu udaliśmy się do naszego mieszkania. Gdy weszłam szczęka poleciała w dół, a oczy wyszły na wierzch. Biała kuchnia, beżowy salon, i 4 pary czerwonych drzwii. Podbiegłam do pierwszych. Ukazał mi się niebiesko - granatowy pokój.
- To jest mój pokój ! I niech ktoś się przypadkiem odważy mi go zabrać ! - krzyknęłam.
- Spokojnie, ten zaraz koło ciebie jest mój, a następny Huberta. Powiedział Marcin.
- A ostatnie to łazienka ?
- Mhm...
Weszłam do czwartych drzwi. Fioletowe kafelki. Wszytko inne białe. Pięknie.
- O a tu moja toaletkaa !!! Jej jacy wy kochani jesteście. - podbiegłam do obydwóch i uścisnęłam ich mocno.
- Dobra leć się rozpakuj, a ty Hubert bądź tak miły i zrób nam kolację.
- Już biegnę! - krzyknęliśmy równocześnie, tylko, że ja z zachwytem, a Hubert z ironią...
    Wypakowałam to co miałam, zjadłam kolację i wzięłam prysznic. Zapomniałam o jednym... Balkon. To tam zawsze najlepiej myślę. Wyszłam do salonu, a później skierowałam się na balkon. Ogromy taras. Widok : zieleń, drzewa, kwiatki, fontanna i kilka podobnych do siebie bloków."Cudownie"
     
Wstałam o 8.02. Postanowiłam zrobić chłopakom śniadanie. "Choć tak mogę się im odwdzięczyć." Zrobiłam jajecznicę i stos kanapek. Nakryłam stół na tarasie. Było ciepło - jak na Londyn przynajmniej. Pierwszy przyszedł Marcin.
- Hej mała! O jakie ładne śniadanko. Dziękuję ! - podszedł do mnie i pocałował w czoło.
- Marcin ! Załatwiłeś sprawę ze szkołą? Przecież jeszcze u mnie w byłej szkole nie ma wakacji!
- Wiem, ale dziś masz przesłuchanie do nowej.
- Aha okej. - uśmiechnęłam się. Po chwili jednak mój banan zamienił się w prostą kreskę. - ŻE CO !?!?
- Nie krzycz tak bo sąsiadów obudzisz!
- Nie słyszałam nigdy, że w zwykłej szkole trzeba odbywać przesłuchania. Chyba... że ty... nie powiedz, że tego nie zrobiłeś, jak tak to...
- To co ?! A zrobiłem, zrobiłem bądź gotowa o 14. O 15 już jest przesłuchanie. Nie martw się kupiłem ci już sukienkę - uśmiechnął się szyderczo.
- Nie pójdę tam, nawet jak zaciągniesz mnie siłą. Nie pójdę i koniec.
- Ale ty przecież jesteś świetna w tym co robisz...
- Ale jak ja stanę tam przed tymi wszystkimi ludźmi to najpierw zrobię się czerwona, później zacznę gadać głupoty, a gdy już będzie leciała piosenka to zapomnę tekstu... - powiedziałam na jednym tchu. - Jezu! Nie mam piosenki, nie nauczę się jej w 4 godziny! Aha! Więc nie mogę iść. - pokazałam mu język.
- To będzie karaoke - w tech chwili do naszej rozmowy dołączył Hubert.
- Kurde... - wymamrotałam pod nosem.
- Jeżeli nie chcesz to nie idź - powiedziała spokojnie Hubert.
- Serio ?! - krzyknęłam z nutką nadziei.
- Nie - zaczęli się śmiać.
     Poszłam do swojego pokoju. "W sumie to może nie jest zły pomysł. Jedyne co w życiu dobrze mi wychodzi to śpiew. A mogę nie mieć już kolejnej takiej szansy. Ale co będzie jak mnie wyśmieją? Wyjdę zapłakane i czerwona. Wszyscy inni uczestnicy mnie zobaczą. Ale w sumie... "
- M
aaaaaaaaaaarcin! - krzyknęłam siedząc na moim łóżku z laptopem na kolanach.
- Co się stało ?! - przybiegł za 3 sekundy.
- Nic - uśmiechnęłam się. - Podaj mi nazwę, albo numer czy ulicę tej szkoły. Poszukam jej w internecie i poczytam o niej.
- Art school number six in London.
- Okej, dzięki.
Wpisałam w wyszukiwarkę. Kliknęłam na pierwszy link.
Otworzyła mi się strona szkoły numer sześć.
"Today at 15.00 there will be auditions for a new class of Singing."
czyli : ""Dziś o godzinie 15.00 odbędzie się casting do nowej klasy śpiewu." Weszłam jeszcze na portale plotkarskie i społecznościowe. Muszę się jeszcze zastanowić. Zdrzemnę się chwilkę, pół godzinki. Ustawiłam sobie budzi, na 13.00 by mieć jeszcze czas na prysznic i przebranie. Po chwili zasnęłam.
Śniło mi się, jak śpiewam na przesłuchaniu i gdy kończę dostaję duuży aplauz. Obudził mnie ryk mojego telefonu.
Dobra zgadzam się ! Pójdę na te przesłuchanie. W końcu raz się żyje! Wyszłam z pokoju i złapałam Marcina w salonie.
- Mówiłeś, coś o jakiejś sukience?
- Czyli się zgadzasz ?! - powiedział szubko i z zachwytem.
- Jak sukienka będzie ładna to tak. - zażartowałam.
Pobiegł do swojego pokoju i przyniósł miętową sukienkę do kolan. Była cudowna.
- Jej... ale śliczna. Dobra dawaj idę przymierzyć.
Wzięłam prysznic i ubrałam się w to cudo. Leżała idealnie.  Machnęłam maskarą rzęsy i sięgnęłam po malinowy błyszczyk. Założyłam czarne 7 cm szpilki i wyszłam pokazać się chłopakom.
- Wow... mówiłem, że będzie idealnie leżeć - powiedział z zachwytem Hubert.
- No śliczna jesteś ! - odparł Marcin - Idź jeszcze coś zjeść i jedziemy - zmienił temat.
Jechaliśmy na miejsce pół godziny. Jak na Londyn to i tak nie długo. Wysiadłam z samochodu i ujrzałam masę nastolatków czekającą na wejście. Ustawiłam się w kolejce po arkusz zgłoszeniowy. Po półgodzinnym staniu doczekałam się swojej kopii. Wpisałam potrzebne dane. Zostawiłam kartkę na biurku kolejnej pani i usiadłam w poczekalni. Zaczęto wywoływać imiona i nazwiska kandydatów. Usłyszałam też kilka polskich nazwisk. Gdy nagle głośno i wyraźnie powiedzieli : Anne Krol...

___________________________________
Dziękuje za miłe komentarze :> A wy jak myślicie czy uda się Ani dostać do szkoły ??


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 2

- Okej? Naprawdę? - potrafiłam wydusić z siebie tylko te 2 słowa.
- Coś nie tak? - spytał Hubert z nutką nerwów.
- Nie tak? Ty sobie ze mnie żartujesz w tej chwili? - zrobiłam kamienną minę.
- Myśleliśmy że się ucieszysz... - Marcin spuścił głowę i ściszył ton.
- Cieszę się, zawsze chciałam  tam pojechać, nigdy nie myślałam, że tam zamieszkam! - krzyknęłam. Usłyszałam "ufff..." w wykonaniu braci... " Pierwszy raz pomyślałam "braci" nie wiem czemu tak wyszło. Ale jestem z siebie zadowolona...Przez ten ostatni ponad tydzień Hubert bardzo mnie wspierał i pomagał..." 
- Kiedy wylot ?
- Jutro !
- Serio ?! - krzyknęłam. - Dobra, dobra już idę się spakować!
Udałam się do swojego pokoju. Wzięłam wszystkie ciuchy i upchnęłam do 1 z walizek. Najgorszym problemem były oczywiście pamiątki i inne duperele, typu kartki świąteczne, jakieś rysunki itp. Pakowanie skończyłam o 2 w nocy. Miałam 2 duże walizki i 1 małą + torba podręczna.
     W sumie tu w Polsce nie mam jakichś dobrych przyjaciół. Koleguję się jedynie z kilkoma dziewczynami w klasie i moją sąsiadką. Lecz z żadną nie zawarłam żadnej wiernej przyjaźni. Kiedyś z tego powodu było mi bardzo przykro. Myślałam, że jestem jakaś inna. Nigdy nie wiedziałam dlaczego nikt mnie aż tak nie polubił, by był zdolny zostać moim przyjacielem. Teraz cieszę się, że w Londynie będę mogła poznać nowych przyjaciół i nie muszę się ckliwie żegnać. Oczywiście pożegnam się z klasą... Właśnie szkoła ! Czy Marcin to już załatwił. Zapytam się go jutro, spać mi się chce... Zasnęłam.
     - Wstawaj śpiochu za 5 godzin mamy samolot! Za 4 musimy być już na lotnisku, za 3 musimy już być zwarci i gotowi, czyli masz 2 godziny, a chyba chcesz się jeszcze pożegnać z koleżankami! - usłyszałam jak ktoś coś do mnie mówi. Nie byłam świadoma co się dzieję, więc palnęłam co się dało
- Tak jasne, oddzwonię do Kasi. Możesz przynieść mi jabłko?
- Co ? Jakiej Kasi ? Po co ci jabłko?
- O boże co ty tu robisz ?! Nie strasz mnie tak nigdy więcej. Jest już  10 za 5 godzin mamy samolot czemu mnie nie obudziłeś!
      Wzięłam szybki prysznic. ubrałam leginsy, dłuższą bluzkę na ramiączkach i narzuciłam na nią jeansową kurtkę. Do tego założyłam krótkie trampki. Wyszłam przed dom. "Nigdy nie zapomnę tego widoku" Las, drzewa, jeziorko, kwiaty. Na około cisza i spokój. Wiem jak jest w Londynie. Gwar, tłok i korki. Nie przeszkadza mi to. A może jednak tak...? Co będzie, jeżeli nie odnajdę się w tym mieście. Nie będzie już możliwości odwrotu. Z moich myśli wyrwał mnie głos Hani, mojej sąsiadki.
- Anka! - krzyknęła ciemnooka brunetka.
- Hej, miałam właśnie do ciebie iść. - odpowiedziałam szybko.
- Tak? A coś się stało? Nigdy nie przychodziłaś do mnie tak wcześnie, śpioszku... - uśmiechnęła się.
- Bo ja, ten ... no ... wyprowadzam się, do Londynu. - powiedziałam prosto z mostu. Jestem nieśmiała, i boję się poważnych decyzji, czy zmian. Ale jeżeli już muszę coś powiedzieć, to mówię to, jestem szczera. Widziałam, że coś ją tknęło, widziałam łzy w jej oczach. Bez słowa podeszła do mnie i mocno przytuliła. Zaczęłam płakać. Czemu ... ? "Przecież nie byłam z nią zżyta tak bardzo... może się mylę, może jednak łączy nas coś więcej niż tylko zwykła znajomość, może to jest przyjaźń..." Nie wiem, nie wiem już sama. Znam Hankę od 5 lat, odkąd tu mieszkam. W wakacje, i wolne od szkoły dni często się spotykałyśmy. Nigdy bym nie pomyślała, że będziemy przyjaciółkami. Ona jest piękna, szalona, pomysłowa i taka, no ... "idealna". Ja jestem jej zupełną odwrotnością. Brzydka nie jestem, ale ładna to też nie. Przeciętna. Zamknięta w sobie, skromna. Może Londyn, szalone miasto, mnie zmieni, mam taką nadzieję.
      Hanka odczepiła się ode mnie.
- Będzie mi ciebie brakować - powiedziała.
- Mi ciebie również. Ale jest internet, wideo rozmowy. Damy radę.
- Jasne, że tak, ale teraz jak będę potrzebować pomocy w matmie, to będę musiała gadać do monitora - uśmiechnęła się.
- Haha tak - ja również odwzajemniłam gest.
- Co teraz będziesz robić ? Masz jakieś plany?
- Nie, miałam iść do Zuzi i Kasi, a później do Bartka.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? Spędzimy więcej czasu razem.
- Jasne! Jak nie masz żadnych innych planów.
     Pożegnałam się z Zuzią i Kasią, a później Bartkiem.
Nie obeszło się bez pytań, łez i smutku. Była już 12.45. Ostatni raz przytuliłam Hanie.
- Pamiętaj ! Masz do mnie dzwonić i pisać.
- Pamiętam ! - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę domu.
Weszłam do środka. Przy drzwiach stały już wszystkie walizki. Było ich 3 moje, 3 Huberta <on też zbiera tyle niepotrzebnych rzecz co ja> i 2 Marcina, + 3 torby podręczne. Oj dużo tego!
- Nareszcie jesteś ! Myśleliśmy, że już nigdy nie dojdziesz ! - Brat wydarł się, gdy tylko ujrzał mnie stojącą przy drzwiach.
- Spokojnie, już jestem. Jedziemy.
- 5 minut i wychodzimy.
"Mam 5 minut. Pójdę do swojego pokoju, ostatni raz." Weszłam. Obejrzałam się dookoła. Niebieskie ściany, beżowe meble i wygodne łóżko. Spędziłam w tym pokoju 5 lat, a kojarzą mi się z nim tylko same nieprzyjemne zdarzenia. Jak płakałam po śmierci rodziców, jak pokłóciłam się z Marcinem, jak prawie zawaliłam matmę <matematyka -.- piętą achillesową> jak Sandra upokorzyła mnie przed całą szkołą, <długa historia> i jak w końcu płakałam za ciocią i wujkiem ...
- Jedziemy - usłyszałam głosy chłopców.
- Żegnaj... - powiedziałam cichutko
"Muszę być naprawdę jakąś ofiarą losu, wszystko w moim życiu jest albo dziwne, albo złe lub co gorsza pechowe. 2 tragedie, brak przyjaciół, nieśmiałość, brak jakiegokolwiek talentu < prócz ładnego głosu>. Szukam dziury w całym, jestem nieporadna, nigdy się jeszcze nie zauroczyłam, o zakochaniu to już nie wspomnę. Boże... co ja robię ze swoim życiem. " 
     Odprawa poszła szybko, wszyscy patrzyli się na nas dziwnie... a no tak 8 walizek i 3 torby <zawsze spoko>. Wsiedliśmy do samolotu, założyłam słuchawki, przed zaśnięciem pomyślałam :
"Zmienię się... tak zmienię..." Uciekłam do krainy snów.
_______________________________________________________

Czekam na opinię... :> PROSZĘ O KOMENTARZ !!!
 

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 1

Obudziłam się. Marcina już nie było. Spojrzałam na zegarek. 07.45.
Co teraz zrobię? Co będzie jutro? Jak my sobie poradzimy? Te pytania nie dawały mi spokoju. Siedziałam tak jeszcze chwilę i rozmyślałam, nad trudnymi, życiowymi sprawami. Jeżeli można to tak ująć. Boże !!! Zapomniałam !!!
- Marcin, Marcin! - wybiegłam na korytarz w różowej piżamce. - Gdzie jesteś ?!
- U siebie - odkrzyknął.
Weszłam do jego pokoju. Jak zwykle było schludno i pachnąco "Mój brat to chyba jakiś cud. Sprząta, pierze, uczy się, nie robi na złość i do tego jest moim przyjacielem" 
- O 9 mamy rozprawę! - Tak Nareszcie.! Marcin jest już pełnoletni i może wziąć mnie pod opiekę. Boże nie zniosłabym tego gdybym musiała zamieszkać w d... doo...mu dziecka. Nasza prawniczka sądzi, że wszystko będzie dobrze. Zeznania będę składać ja, Hubert i ... "Nie mamy już nikogo..."
-
Wiem już miałem cię budzić. Za pół godzinki wyjeżdżamy. Musimy jeszcze pogadać z naszą prawniczką. Zjedz tosty i ubierz się ładnie.
- Czy to oznacza że na co dzień wyglądam brzydko ?! - zrobiłam sztucznego focha. Oj! Po jego minie można sądzić, że na serio to wziął haha!
- Nie nic takiego nie powiedziałem ! - podszedł do mnie i przytulił - Piękna jesteś ! Zawsze byłaś, jesteś i będziesz. A teraz zmykaj !
Wyszłam z jego pokoju. Poszłam do siebie. Wybrałam niebieską koszulą i ciemne jeansy. Do tego beżowe balerinki. Zeszłam na dół i zjadłam 2 tosty.
    W sądzie :
- Jej boje się ! Co będzie jak mnie wyślą do domu dziecka ?!
- Zabraniam ci tak mówić! Rozumiesz?! Będziesz ze mną! - podszedł do mnie i mocno przytulił.
Staliśmy jeszcze tam z jakieś 10 minut. "Tak strasznie się bałam... czego ? Tego że go stracę...że zostanę sama...że nie będę mieć komu się wyżalić...kogo zapytać o radę...komu się pochwalić..."
- Anna Król, Marcin Król. Proszeni są o wejście na salę rozpraw.
Weszliśmy. Nogi miałam jak z waty. Gadali jeszcze 15 minut jakieś pierdoły po czym poprosili mnie o złożenie "zeznań". Podeszłam chwiejącym się krokiem do barierki. Spojrzałam się na brata. Miał neutralny wyraz twarzy. Po sekundzie uśmiechnął się do mnie. " Będzie dobrze! Ania weź się w garść! Przecież oni Ci uwierzą! Prawda...?" Z moich rozmyślań wyrwał mnie męski gruby głos.
- Anna Król, lat 16, z Poznania ?
- Tak.
- Proszę Cię o składanie prawdziwych zeznań. Fałszywe grożą karą grzywny, lub pozbawienia wolności- powiedział to inaczej niż na filmach.
- Wiem. Będę mówić tylko prawdę.
- To świetnie. Wiesz po co tu jesteśmy.
- Tak.
- Dobrze. Powiedz mi jak byś oceniła swojego brata.
- A więc tak. Nie przepraszam nie zaczynamy od "a więc tak" zdania. Jeszcze raz zacznę mogę ? - "Boże! Jaka siara. Co ja mówię?!"
- Oczywiście. Widzę, że się denerwujesz. Proszę. - mężczyzna był naprawdę miły i cierpliwy.
- Marcin to naprawdę brat, którego może pozazdrościć każda dziewczyna. Jest zawsze kiedy go potrzebuję, kiedy mam problem, kiedy potrzebuję rady, przytulenia. Potrafi być uczynny, pomocny, miły troskliwy. Kiedy musi potrafi być stanowczy. - "Musiałam powiedzieć, że jest stanowczy itp. bo pomyślą, że w domu będę mogła robić to co chce" 
Zadał mi jeszcze kilka zbędnych pytań. Usiadłam na ławce koło Huberta. Chciałam się do niego przytulić, ale sędzia wezwał go na świadka. "A może źle coś powiedziałam ?! Nie wiem. Wiem, że bardzo bardzo ale to bardzo go kocham i nie zniosę rozłąki. Huberta tak samo. Przez te 5 lat mieszkania zdążyłam go dobrze poznać. Nie jest taki idealny jak Marcin. Nie uczy się za dobrze, nie sprząta i nie umie zrobić sobie kanapki. Haha nie wiem jak można nie umieć sobie zrobić kanapki." Chodź na chwilę, zamiast strachu wlepionego na mojej twarzy od dzisiejszej 7.45 pojawił się uśmiech. Nagle na salę wszedł sędzia.
- Ogłaszam iż Marcin Król, lat 19 zostaje pełnoprawnym opiekunem szesnastoletniej Anny Król.
"Tak udało się!" Zaczęłam się uśmiechać jak głupia. Chciałam do niego podbiec i się do niego mocno, bardzo mocno przytulić. Gdy sędzia wyszła właśnie tak zrobiłam.
- Widzisz! Mówiłem, że wszystko będzie dobrze ! - powiedział uradowany. Ja milczałam - Chodź pójdziemy razem na lody ? Co ?
- Jasne !
Poszliśmy do naszej ulubionej lodziarni. Przy takiej okazji mogliśmy sobie pozwolić na coś... dużego. Ja wzięłam puchar lodowy "Malinowy raj". Hubert to co ja, a Marcin "Wiosenny ogród". Dziwne nazwy, ale co jak co to lody mają znakomite !
Ok. 13 byliśmy w domu. Huber i Marcin w samochodzie wspominali mi coś o prezencie. Już nie mogłam się doczekać.
- Powiecie mi w końcu co to za niespodzianka ?! - zapytałam, gdy tylko weszliśmy do domu.
- Okej, już daj nam się rozebrać.
- No to ruchy! Grzebiecie się jak mucha w smole! Poza tym musicie ściągnąć tylko adidasy !
- Już. - usiedli na kanapie. Huber wyciągnął katalog z mieszkaniami, a Marcin 3 bilety lotnicze.
- Lecimy na wakacje ?! Ale super gdzie ? - gdy zobaczyłam napis Londyn rzuciłam się im na szyję. Ale po co ten katalog?
- Zamieszkamy tam? Okej?
Okej? Naprawdę? .........


________________________________________________________
Myślicie, że Ania się zgodzi?

No a więc jest rozdział number 1 !!!
JEŻELI PRZECZYTAŁEŚ BARDZO PROSZĘ CIĘ O KOMENTARZ 
to dla mnie ważne :>

Smile.Smile

czwartek, 14 czerwca 2012

Prolog

    Czułam się winna, choć nie była to moja wina. Skąd taki pomysł ? Nie wiem. Siedziałam na miękkim łóżku, w moim pokoju. Był niebiesko-granatowy. Jak morze... kocham je i oceany, i ogólnie wszystko związane z wodą. Ale my tu nie o tym...
Wyjrzałam zza okno. " Tak ta majowa pogoda ! Oh jak ja ją kocham. Przynajmniej wie jak się czuje" - pomyślałam z nutką sarkazmu. Szarość. Deszcz. Wichura. Burza. = Łzy.
"Czemu płacze niebo? Nie wiem. Czemu płacze ja?" Powód ciężki do ogarnięcia...

    5 lat temu... Rodzice : Adam i Julia wracają z konferencji prasowej. Wydali razem książkę z domowymi poradami medycznymi. Są lekarzami. Jest wichura "Tak jak dziś". Ja dobrze się bawię na moich 10 urodzinach. Rodzice śpieszą się do mnie by dać mi prezent i złożyć życzenia. Popadają w poślizg. Dużo nie trzeba do wypadku. "W moje 10 urodziny?! Naprawdę wtedy musiałeś mi ich zabrać ! Naprawdę?!?! Dlaczego..." Przepłakałam dziesiątki nocy, opuściłam kilkanaście dni w szkole. Był to najgorszy dzień w moim życiu.
    Stanęłam na nogi, zdrętwiałe już od leżenia w jednej pozycji. Podeszłam leniwym krokiem w stronę regału z książkami. Wyciągnęłam z niego biało-niebieską książkę. Spojrzałam na tył okładki. Ona i On. Julia i Adam. Uśmiechnięci. Uradowani z sukcesu i szczęścia życiowego.
Co było dalej z nami ? A właśnie z nami. Mam brata. Marcin. Niebieskooki, czarnowłosy chłopak, nie teraz już mężczyzna. 19 lat ma w końcu. Wtedy miał zaledwie 14. Nie mieliśmy żadnej rodziny, oprócz siostry naszego taty. Ewa i Darek - Wujek i Ciocia. Pisane dużą literą. Tak ! Bo są, przepraszam byli dla mnie bardzo wartościowi. Nie zastąpili mi oczywiście moich rodziców, ale... Byli. Wspierali. Rozweselali. Ufali. Kochali...
Dlaczego byli ?
Tydzień temu... w sumie co tu opowiadać. Zginęli... w wypadku samolotowym. Jechali z Nowego Yorku. Mieli tam kilku "ważnych" znajomych. Chcieli pomóc nam w znalezieniu studiów. Co mam na myśli mówiąc "NAM" Ja. Marcin i ... Huber ich jedyny syn.
Po policzkach zaczęły kapać łzy...Po omacku szukałam chusteczek.
-Puste! - krzyknęłam sama do siebie.
-Trzymaj drugie - usłyszałam męski głos. Podniosłam głowę i ujrzałam Marcina. Jak co dzień. Na rękach trzymał tace z tabletkami na uspokojenie i ból głowy, szklaną wody i sałatką <moją ulubioną> Tylko ją mogłam jeść w nieskończoność, nawet gdy było mi smutno. I oczywiście kolejnym pudełkiem chusteczek. Tak wyglądały moje dni przez ostatni tydzień. Później podchodził do mnie i przytulał. Rozmawialiśmy. Często wspominaliśmy chwile z rodzicami i ciocią i wujkiem. Później zasypiałam w jego ramionach. Był już nie jak starszy wkurzający brat tylko jak... jak przyjaciel...
"Dlaczego ja? Dlaczego my? Pomyślałeś też kiedyś o Marcinie? a o Hubercie? Dlaczego... ?"
___________________________________________________________


Prolog jest ! Mam nadzieję, że wam się podobał i będziecie czekać na rozdział 1 :> Jeżeli przeczytałeś proszę cię o komentarz. 
Smile.Smile