wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 6

- Ale... - Marcin nie dał mi dokończyć zdania.
- Nie ma żadnego "ale"! - krzyknął.
- To nie sprawiedliwe! - odpowiedziałam mu prawie ze łzami w oczach. "Wiedział, że jestem wrażliwą osobą, dlaczego mi to robi?! DLACZEGO?!" A po za tym za 2 lata będę już dorosła, więc nie wiem o co mu chodzi ! Idę na zwykłe wyjście z kolegą, nie na żadną randkę, czy imprezę! Okej może nie znam go tak super, bardzo dobrze, ale przestańcie nic mi się nie stanie -.-
- Przecież ty go widziałaś raz w życiu, przez niecałą minutę ! - dorzucił się Hubert "DZIĘKI WIELKIE BRACISZKU"
-
No ale pisałam z nim przez 2 godziny i zdążyłam go wystarczająco poznać, by móc z nim iść do kina. NO BEZ PRZESADY !!! - krzyknęłam i ze łzami w oczach wybiegłam z domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Co im odbiło? Nie wiem, ale wiem, że gdyby ty byli rodzice, albo chociażby ciocia i wujek na pewno by mi pozwolili. Mimowolnie popłynął mi po policzku duży stos łez. Usiadłam na ławce, na której siedziałam ostatnio. Podkuliłam nogi i oparłam na nich głowę. Łzy płynęły mi znów potokiem. Wspominałam czasy kiedy rodzice żyli, później gdy ciocia i wujek... To wszystko mnie przerastało. 2 tragedie, stres związany z przesłuchaniem, kłótnia z braćmi, wspomnienia... które nigdy nie staną się realiami. Schowałam głową i płakałam. Było już zimno i ciemno, ale nie miałam ochoty wracać jeszcze do domu. Usłyszałam kroki za sobą. Nie obchodziło mnie kto tam stał i czego chciał. Byłam pewna, że to Marcin, albo Hubert, jednak się myliłam ...

   - Przepraszam, wszystko w porządku ? - obejrzałam się za siebie i ujrzałam blond chłopaka. Było ciemno, więc nie widziałam jego twarzy dokładnie.
- Nie! Pokłóciłam się z moimi braćmi, którzy nie pozwalają mi iść do kina! Mam 16 LAT ! No bez przesady tak ?! Do kina już wyjść nie można?! A teraz jeszcze te wspomnienia !!! - wykrzyczałam się, zrobiło mi się lżej, ale znów wybuchłam płaczem.
- Okej, a może powiesz mi gdzie mieszkasz to cię odprowadzę co ? Jest już zimno i ciemno. A tak po za tym to nie wiadomo co za typy będą się tu o tej porze kręcić. - odpowiedział z nutką nie wiem hm... strachu ? No cóż też bym się siebie przestraszyła gdybym, zobaczyła siebie w rozmazanym makijażu, potarganych włosach i napuchniętej twarzy.
- Nie chcę wracać do domu, mieszkam w tym bloku. - wskazał palcem na kremowy, wysoki budynek.
- Okej, jest już zimno dam ci swoją bluzę, jeżeli nie chcesz wracać do domu. - Zdjął z siebie bodajże granatową bluzę i nałożył mi ją na plecy. Czemu to robi ?
- Dziękuję - tyle tylko z siebie potrafiłam wydobyć. Byłam strasznie zmęczona, nie wiem też dlaczego chłopcy ani się o mnie nie martwią ani nie dzwonią... najpierw mi zabraniają iść do kina, a teraz pozwalają szlajać się gdzie popadnie...  z kim ja mieszkam ?!
- A tak w ogóle to jestem Adam - powiedział i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Anne.
- Nie jesteś stąd, prawda ?
- Nie jestem z Polski.
- Wiem gdzie to! Moja babcia tam mieszka - uśmiechnął się na myśl o bliskiej, starszej krewnej.
- To fajnie - nie to, że jestem na co dzień nie miła i samolubna czy coś ale nie miałam chęci i siły rozmawiać o jego babci. - Wiesz co chyba pójdę do domu. - zaczęłam ściągać jego bluzę z siebie.
- Zostaw oddasz mi później mieszkam na przeciwko. - uśmiechnął się szeroko. - Mieszkanie numer 39 na 13 piętrze.
- Dobrze, dziękuję przyjdę do ciebie jutro rano i odniosę bluzę.
- Jasne przyjdź o której chcesz - pomachał mi.
Odeszłam od niego i pobiegłam do domu. Było na serio strasznie zimno. Weszłam do domu. Spali. "OCH ! Jacy moi bracia są opiekuńczy!"Poszłam do siebie walnęłam się na łóżko...

Wstałam o 9. Poszłam do szafy i wyciągnęłam żółty top z serduchem i krótkie spodenki. Poszłam wziąć prysznic. Później ubrałam się i poszłam bez słowa do kuchni. Zobaczyłam kartkę przyklejoną do lodówki.

"Cześć poszliśmy do pracy, jeżeli nie chcesz iść z nami później do schroniska.  Rób sobie co chcesz, ale pamiętaj nie mów nam, że nie ostrzegaliśmy Cię...                                    Cześć"
Zgniotłam ją i walnęłam do kosza na śmieci. Wkurzyłam się. Nasypałam sobie płatek i nalałam mleka wyszłam na balkon. Usiadłam. Przypomniałam sobie o wczorajszej nocy. Spojrzałam na 13 piętro. Na balkonie stał wysoki chłopak z blond włosami. Na oczy miał zsunięty czerwono granatowy fullcap. Na uszach miał czarne słuchawki. Ciemne, jeansy i białą koszulka. I co o dziwo ... tańczył. Najnormalniej na świecie tańczył sobie na balkonie trzynastego piętra. Ruszał się tak delikatnie i płynnie. Jeżeli się nie mylę tańczył hip-hop. Gdy zobaczył, że się na niego patrzę, zdjął słuchawki i pomachał mi. Tak to był Adam!
- Siemka ! - krzyknął z balkonu.
- Heej ! - był nawet... nawet przystojny
- Co tam u ciebie ? - słyszałam go nawet dobrze.
- A właśnie jem śniadanie, za chwilę przyjdę oddać ci bluzę.
- To może za 10 minut spotkamy się pod blokiem ty na tej ławce - wskazał palcem na ławkę stojącą pod naszymi balkonami.
- Ok.
    W sumie to co mi szkodzi. Wygląda na miłego. I tak nikogo nie ma w domu... Plus jest moim sąsiadem. Weszłam jeszcze na sekundkę do łazienki i pomalowałam lekko rzęsy. Wzięłam  torbę, jego bluzę i założyłam trampki. Była już 10:30 pomyślałam, że po spotkaniu z Adamem udam się od razu do szkoły. Zjechałam windą na parter. Wyszłam z bloku i poczłapałam na ławkę. Nie czekałam długo. Gdy przyszedł wstałam i podałam mu bluzę.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnął się.
- Nie to ja Ci dziękuję - odwzajemniłam jego gest.
- Jak tam się mają sprawy ? Jeżeli chcesz mi powiedzieć ... - powiedział lekko się zawstydzając.
- Nic nawet słowa nie zamieniliśmy, napisali mi kartkę, że poszli do pracy tyle... a wczoraj już spali, w końcu wróciłam do domu grubo po 24.
- Chcesz się ze mną przejść, lub coś - znów się zawstydził, tym razem na policzkach pojawiły się też różowe rumieńce. To było takie słodkie...
Możesz mnie odprowadzić do szkoły, bo mam spotkanie na temat rozpoczęcia roku itp.
- Chodzisz do szkoły artystycznej ?
- Takk... znaczy się dopiero się dostałam.
- Do jakiej klasy ?
- Śpiewu.
- Ja też chodzę do tej szkoły już drugi rok, ale ja do tanecznej - uśmiechnęłam się na myśl jego tańca dziś na balkonie.
     Szliśmy parkami i uliczkami, rozmawialiśmy o szkole. Opowiadał mi jacy są nauczyciele, sale, zajęcia. Było hmm... jak to określić, może ... przyjemnie, miło, uroczo. Tak myślę że to dobre określenia. Bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało. Po drodze wstąpiliśmy do Starbucksa. Kupiłam sobie średnią latte z bitą śmietaną i polewą truskawkową. Adam wziął sobie mrożoną kawę, latte. Gdy ja już usiadłam do stolika i czekałam aż przyjdzie Ad pani sprzątająca lokal właśnie myła podłogę. Chłopak nie zauważył tabliczki oznajmującej zakaz biegania. I gdy "szybciej szedł" poślizgnął się i wylądował na podłodze, a na nim kawa. Biedny...
      Dostałam zawału... po prostu leżałam koło niego trzymając się z brzuch i śmiejąc w niebo głosy. A gdy na głowie zauważyłam kostkę lodu to już w ogóle.... hahahhah. Tym wyczynem poprawił mi humor.
Gdy już się ogarnęliśmy wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę naszej szkoły. Gdy doszliśmy cmoknęłam go w policzek i dodałam cicho : "A to tak za poprawienie humoru" i nie odwracając się za siebie weszłam pewnym krokiem do szkoły. "Tak Londyn mnie zmieni... na pewno. Nie będę już nieśmiała !"
     
Na spotkaniu dowiedziałam się, że rok szkolny zaczyna się 2 września o 10.00 i innych ważnych rzeczy, jak mamy być ubrani jakie kupić książki itp.
- Hej ! - odwróciłam głowę i uderzyłam moim blond kucem w kogoś. Miałam dłuugie włosy.


_____________________________________________
Przepraszam, że nudny i krótki ... proszę o komentarze ! :>

1 komentarz:

  1. Znam to - uderzanie kogoś blond kucykiem XD Czemu nudny? Całkiem ciekawy. Pisz, pisz. Widać, że to lubisz :)

    Pozdrawiam, Rumuss.

    OdpowiedzUsuń